Adam Bielecki to ważne nazwisko na mapie współczesnego himalaizmu w ogóle, a himalaizmu zimowego – szczególnie. Pierwszy zimowy zdobywca Gaszerbruma I i Broad Peak na stałe już wpisał się w historię współczesnego wspinania. Niektórzy nawet upatrują w nim spadkobiercę największych himalaistów, jak Kukuczka, Wielicki czy Rutkiewicz. Spod zamarzniętych powiek jest zapisem ważnej drogi, którą pokonał chłopak z górniczego miasta na najwyższe szczyty świata, ale i interesującym obrazem himalaizmu w ogóle.
Adam Bielecki, Dominik Szczepański: Spod zamarzniętych powiek
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2017
O Adamie Bieleckim, jednej z największych (nie bójmy się tego słowa) gwiazd współczesnego wspinania w Polsce i na świecie, zrobiło się głośno po spektakularnych wyczynach himalajskich. Niektórym z nich, jak zimowemu zdobyciu Broad Peak, towarzyszyły kontrowersje. Kiedy w 2013 roku wraz z Arturem Małkiem, Maciejem Berbeką i Tomaszem Kowalskim stanęli na tym ważnym, niezdobytym dotąd zimą szczycie, odżyły nadzieje na supremację Polaków w himalaizmie zimowym. Zwłaszcza po wejściach Piotra Morawskiego (z Simone Moro) na Sziszapangmę w 2005 roku i zdobyciu Gaszerbruma I przez Bieleckiego i Janusza Gołębia w 2012 roku. Niestety, kolejnemu sukcesowi Polaków zimą, towarzyszyła tragedia – przy zejściu zginęli Kowalski i Berbeka, a w polskim piekiełku w jednej chwili niemal każdy stał się ekspertem od himalaizmu. Głównym winowajcą tych dwóch śmierci okrzyknięto właśnie Bieleckiego, a sąd nad wspinaczem odbywał się chyba we wszystkich mediach i forach internetowych, nawet jeżeli na co dzień zajmowały się sprawami widzianymi z perspektywy poziomu morza. Dziś, kiedy kurz dyskusji już opadł, Adam Bielecki może opowiedzieć o tym, czego dokonał w dotychczasowej karierze, a także spokojnie zabrać głos na temat wypraw, którym swego czasu towarzyszyły mniejsze bądź większe kontrowersje.
I choć 34 lata to dość wczesny wiek na pisanie biografii (nawet w tak szczególnym przypadku jak zdobywanie najwyższych szczytów świata), to Spod zamarzniętych powiek wcześniej czy później musiało powstać. Jest bowiem zamknięciem pewnego etapu wspinania, podsumowaniem dotychczasowych wypraw i opisem środowiska, które zasadniczo różni się od wszystkiego, co znamy z opowieści o złotych latach polskiego himalaizmu.
Przede wszystkim jednak to opowieść o wielkiej pasji i determinacji, które towarzyszyły Bieleckiemu od wczesnej młodości. Przekraczaniu kolejnych granic, początkowo balansując na granicy sportowego szaleństwa, aż po profesjonalne wspinanie, w którym nie ma miejsca na błędy. Barwny bohater prowadzi nas zarówno przez historię himalaizmu, jak i współczesne uwarunkowania niezwykłego sportu. Wszystko to składa się w jedną całość – Spod zamarzniętych powiek staje się świetną historią, którą czyta się jak powieść przygodową. Bielecki (przy pomocy Dominika Szczepańskiego, współautora m.in. Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i góra do wyzwolenia) szczegółowo relacjonuje ważniejsze wyprawy, oddaje ducha każdej z nich, odtwarza towarzyszące im emocje, kołaczące się po głowie myśli podczas podejmowania kluczowych decyzji. Jest niezwykle szczery, nie tworzy dodatkowych sensów tam, gdzie ich nie ma, potrafi przyznać się do błędu, porażki, niemocy. Próbuje też przekazać realia, z którymi zmaga się podczas wypraw:
To, co przeżyłem w Karakorum, okazało się nieludzkie. W Polsce 20 stopni mrozu w zimie nie jest niczym szczególnym. Potrafimy sobie wyobrazić, co znaczy -40. Jest po prostu dwa razy zimniej. Ale -60? To wartość abstrakcyjna, brakuje nam punktu odniesienia, aby uzmysłowić sobie, co oznacza takie zimno. [strona 12]
Daje nam także wgląd w bogatą galerię zdjęć, a nawet udostępnia kody QR oferujące możliwość obejrzenia filmów kręconych podczas przeróżnych przygód bohatera. Tym samym czytelnik „nizinny” ma szansę zbliżyć się do prawdy o trudach zimowej wspinaczki w najwyższych górach świata.
Herosi polskiego wspinania albo już odeszli, albo powoli odchodzą (w książce pojawia się Artur Hajzer, szef kilku wypraw, w których uczestniczył Bielecki) czy z racji wieku wycofują się z wyczynowego wspinania. Mimo całkowitej zmiany, jaka dokonała się w środowisku wspinaczy, dostępnością do najlepszego sprzętu, braku oczywistych problemów aprowizacyjnych, czasy, w których każdy Polak był w stanie wymienić nazwiska kilku czy kilkunastu himalaistów, dawno już minęły. Nazwisko Adama Bieleckiego jednak znane jest nawet laikom, a on sam inspiruje, zachęca do przekraczania własnych granic, zaraża entuzjazmem. Mówi:
…nie ma rzeczy niemożliwych, a największym ograniczeniem jest nasza własna wyobraźnia [407]
Czy zostanie nowym bohaterem masowej wyobraźni na równi z Kukuczką? Czas pokaże, z pewnością jest na dobrej drodze.
Dominika Pawlikowska