Zaczyna się jak prawdziwy, rasowy thriller, ale wszystko co dzieje się potem, zaskoczy niejednego fana gatunku. Deszczowe miasteczko w Anglii skrywa o wiele więcej, niż można początkowo przypuszczać. Wysmakowana, przewrotna powieść Jona McGregora łamie zasady, ale na tyle udanie, że od Zbiornika 13 trudno się oderwać.
Jon McGregor: Zbiornik 13
Wydawnictwo Czytelnik, 2018
W środku Anglii, w niewielkim miasteczku, w niewyjaśnionych okolicznościach znika dziewczynka. Trzynastolatka spędzała tam z rodzicami ferie świąteczne. I choć służby, cała lokalna społeczność oraz media włączają się w poszukiwania, wszystkie tropy okazują się fałszywe. Ciągle jednak w świadomości mieszkańców pojawiają się zbiorniki wodne i okoliczne jaskinie, które złowieszczo rysują się wokół sennej miejscowości i które mogą mieć związek z tajemniczym zaginięciem.
Powieść Jona McGregora zaczyna się więc dość konwencjonalnie: tajemnica, lokalna społeczność kryjąca swoje sekrety, poruszające wydarzenie, które burzy względny spokój. Jednak świeże spojrzenie na prawa gatunku czyni z całości inteligentną, przewrotną opowieść o tym, jak zaginięcie Becky wpłynęło na życie całego miasteczka. Zamiast kilku wyrazistych postaci mamy tu całe rodziny, zwyczajnych ludzi i ich problemy: żałobę, choroby, zdrady, romanse, zawiedzione nadzieje, zmęczenie. Kilka całkiem banalnych detali, jak czyszczenie paznokci przed randką.
Bardzo ciekawym zabiegiem, który pozwala takiej obyczajowej historii nadać dynamikę jest powtarzające się każdego roku przedstawienie losów bohaterów w kilku scenach. Rozdziały – lata mają swój porządek: zaczyna się od wzmianki o kolejnej rocznicy zaginięcia dziewczynki, a potem następuje galeria bohaterów – od mniej ważnych (dozorca), po tych, których śledzimy z bliska.
Zwraca uwagę fakt, że całość opowieści wpleciona jest w drugą, większą. Niezmienny cykl przyrody łączy to, co chwilowe z odwiecznym. Dlatego obydwa porządki występują równorzędnie w narracji, poświęca im się tyle samo uwagi. Opowieść narasta od zjawisk przyrodniczych w kierunku konkretnych ludzi.
Po deszczowym nastały ciepłe dni i działki momentalnie zarosły chwastem. Pokrzywy i trybuła wybujały gęsto, powój przelewał się przez żywopłoty […] Clive w cieplarni rozsadzał do doniczek kabaczki oraz zieloną fasolkę, zerkając na Suzannę Wright, która uwijała się po swojej działce z ogrodniczymi nożycami. Ashleigh biegała z kijem, ścinając czubki pokrzyw, i praca szła jej szybciej niż matce. [s. 106]
W prozie McGregora niezwykły jest także język. Bywa poetycki, czasem zwraca się w stronę reportażu, studium osobowości, czasem przemawia słowami zaczerpniętymi z serwisów informacyjnych. Narrator niemal całość swojej wypowiedzi przytacza w formie mowy zależnej (w postaci zdania podrzędnego dopełnieniowego) albo pozornie zależnej, a więc takiego zabiegu, który w pozornej narracji trzecioosobowej przytacza dialogi nie wyznaczając ich w sposób bezpośredni. Czasem jest w głowie bohatera, czasami obok. Tradycyjne dialogi występują rzadko, tonąc w wielkiej opowieści.
Cathy zapukała do pana Wilsona i zapytała, czy Nelson nie powinien wyjść na spacer, na co pan Wilson spytał, czy mógłby im towarzyszyć. Nie musi pan pytać o pozwolenie, powiedziała Cathy. […] Zatrzymali się i Cathy spytała pana Wilsona, co go wyciągnęło z domu [s. 200]
W tle zaś rozgrywa się dramat rodziców, którzy utracili dziecko, gdzieś z oddali do bohaterów docierają informacje o nowych faktach, domysłach, dowodach. W wielkim cyklu życia i śmierci historia Becky powoli blednie i traci swoją moc rażenia. Czy dowiemy się, co stało się z dziewczynką?
Zbiornik 13 to zdecydowanie pozycja warta swojej sławy (nominacja do The Man Booker Prize 2017). Poszerza granice gatunku, twórczo polemizuje z tradycją thrillera, bywa błyskotliwa, przewrotna, poszukująca nowej formy. Zaprasza wyrobionego czytelnika do naruszenia norm konwencji i otworzenia nowych perspektyw. To świeże spojrzenie na literaturę gatunkową czyta się świetnie.
Książka będzie miała swoją premierę na najbliższych Warszawskich Targach Książki.
Dominika Pawlikowska