Thomas Harris zapisał się w historii światowej literatury jako twórca psychopaty wszech czasów – Hannibala Lectera. Wysublimowana, niepokojąca i przede wszystkim groźna postać zyskała twarz Anthony’ego Hopkinsa, co tylko przysporzyło serii nowych fanów. Od tej pory wydaje się, że kolejni twórcy gatunku próbują ścigać się z ikonicznym wizerunkiem wykreowanym przez Harrisa. Cari Mora, pierwsza od 13 lat powieść autora, też jest takim pościgiem.
Thomas Harris, Cari Mora
Przełożył Jan Kraśko
Wydawnictwo Agora, 2019
Thomas Harris po pięciu tomach powieści o Hannibalu najwyraźniej uznał, że czas na nowego bohatera. Cari Mora to zupełnie nowe postacie i nowy czarny charakter. Ona, tytułowa Cari Mora to dziewczyna o przerażającej przeszłości, która znowu znalazła się w złym miejscu i złym czasie. On, Hans-Peter Schneider jest inteligentnym potworem realizującym makabryczne fantazje seksualne bogatych klientów. Miejscem akcji jest zaś dawna posiadłość Pablo Escobara w Miami Beach skrywająca olbrzymi i – jak dotąd – nieosiągalny skarb.
Plusy dodatnie i plusy ujemne
W tym momencie trzeba podkreślić, że książkę czyta się świetnie. Jest wciągająca, momentami zaskakująca, napisana oszczędnie, ale uwodząca czytelnika treścią. Nawet jeśli ów czytelnik na początku zrazi się przerysowanym Schneiderem, który jest tak demoniczny, że momentami przypomina jednowymiarową postać z komiksu. Każda kolejna scena pokazuje, że to człowiek wyzuty z uczuć i emocji, o nieludzkim wyglądzie, a jedynym, co go łączy ze zwykłymi zjadaczami chleba, jest ciekawość.
Swoją uwagę skupia na tajemniczej dziewczynie z Kolumbii opiekującą się rezydencją narkotykowego króla. Na strażniczce, która nosi w sobie wiele nieoczywistych tajemnic. Cari Mora stopniowo odsłania przed nami swoją przeszłość, a czytelnik coraz lepiej rozumie, że kobieta już wkrótce stanie się nie lada przeciwnikiem nawet dla wyrafinowanego mordercy.
W przedstawionym układzie skupiamy się na pięknej Kolumbijce, która za wszelką cenę chce uniknąć kłopotów. Tym razem nie psychopata jest w centrum, a jego potencjalna ofiara. Jakby na przekór dotychczasowym dokonaniom, Harris spłaszcza mrocznego Schneidera, dobitnie ekstrahuje najgorsze cechy dodając przerażającą opowieść z dzieciństwa jako kamień węgielny pod tak zarysowaną postać. Jakby chciał powiedzieć: „dajcie spokój z tym Hannibalem, kolejnego nie będzie”. Schneider jest zły i inteligentny. Koniec, kropka.
Cari jest szkicowana mocniej, ale i ten portret nie jest pozbawiony wad. Szczególnie sugestywnie opisano jej przeszłość splecioną z dramatyczną historią Kolumbii. Cari uwikłana w rozgrywkę ze Schneiderem nie jest jednak równoprawnym partnerem. Raczej myszką, która próbuje uciec nazbyt pewnemu siebie kotu. Czasami niosą ją wydarzenia, czasem snuje się po kartach powieści. Mimo wszystko tempo narracji pozwala przymknąć oko na niedoróbki.
Potencjał niewykorzystany
Akcja rozkręca się dość długo, stopniowo wprowadzane są kolejne postaci. Niektóre, jak u George’a R.R. Martina, znikają z planu w najmniej oczekiwanym momencie, zanim w pełni wykorzystają swój powieściowy potencjał. Ciekawym zabiegiem jest też wielogłosowy narrator, który w jednym fragmencie patrzy na świat nawet z perspektywy pewnej krokodylicy. Precyzyjny język i przemyślana kompozycja książki sprawiają, że całość czyta się szybko i sprawnie, choć z niedosytem (wbrew pozorom książka nie jest długa, niech nie zmyli Was jej objętość). Zakończenie jest oszczędne i skondensowane, co też przyjemnie kontrastuje z rozbudowanymi przez fabułę oczekiwaniami. Wszak wypatrujemy starcia protagonistów właściwie od pierwszych stron powieści.
Cari Mora to lektura wciągająca i potrafiąca puścić oko do czytelnika. Sprawnie żonglująca kliszami, ale też igrająca z oczekiwaniami odbiorcy. Operuje zapadającymi z pamięć obrazami, choć pierwszoplanowe postacie nie mają takiego szczęścia i po odłożeniu lektury zacierają się w wyobraźni.
Dominika Pawlikowska