Maciej Czarnecki proponuje swój własny głos w dyskusji o problemach związanych zarówno z postrzeganiem imigrantów, jak i ich własnym funkcjonowaniem w tolerancyjnym przecież społeczeństwie europejskim. Bez sensacyjnych uproszczeń i stanowczych sądów. Zamiast pisać reportaż z tezą, otwiera się na rozmówców tworząc swoisty wielogłos w jednej z najbardziej emocjonujących debat.
Maciej Czarnecki, Skandynawia Halal. Islam w krainie białych nocy
Wydawnictwo Agora, 2019
Na początek oddajmy głos samemu autorowi:
…Często wrzucamy ich do jednego worka, mówimy”muzułmanie to, muzułmanie tamto…”. Ale co, poza szahadą, czyli muzułmańskim wyznaniem wiary, tak naprawdę łączy imigranta w trzecim pokoleniu z na pół zlaicyzowanej rodziny o irańskich korzeniach z młodym uchodźcą z pustynnej Somalii? Albo feministkę w hidżabie (tak, są takie) z konserwatywnym imamem z meczetu Rabita w Oslo? [s. 28-29]
Z tego na pozór oczywistego stwierdzenia wyprowadza własne wnioski – skąd bowiem pewność, że mówiąc „muzułmanie” nie wychodzimy poza stereotyp i podsycane przemowami polityków domysły? Czy mówiąc „muzułmanie” zdajemy sobie sprawę z różnorodności tej grupy, czy po prostu ekstrahujemy ją do jednej wspólnej cechy? Czy mówiąc „muzułmanie” zawężamy wypowiedź tylko do europejskich uchodźców i imigrantów, czy odnosimy się do całej społeczności? Czarnecki z olbrzymią dawką spokoju, pokory, ale przede wszystkim empatii i ciekawości drugiego człowieka, wysłuchuje kolejnych postaci reprezentujących rozmaite poglądy, ale i różniących się własnym postrzeganiem islamu i odrębnym stosunkiem do swojej religii. Zadających sobie pytania: „jakim jestem muzułmaninem i co wnoszę do swojej społeczności”.
To zabieg dobrze znany w literaturze faktu: układanie mozaiki z ludzkich portretów, ich wypowiedzi i przekonań. Migotliwy obraz daje wyobrażenie większej całości. Od reportera jednak zależy, czy wizja ta pozostanie zbiorem anegdotycznych, zapadających w pamięć obrazków, przekazem z własną tezą, czy sposobem zmuszenia odbiorcy do pogłębionej refleksji. Wydaje się, że Czarnecki celuje w ostatni sposób oddziaływania.
Czarnecki podróżuje pomiędzy Szwecją, Norwegią i Danią. Wykonał ogromną pracę, podróżując od „no go zones”w Malmo, przez kongres salafitów, prowadząc rozmowy z postaciami kultury, ale i organizatorem wieczorków dla społeczności LGBT czy dziewczyną, która zaprojektowała hidżab dla szwedzkiej policji aż po opis Ramadanu na dalekiej północy, gdzie dzień się przecież nie kończy. Obok tych, którzy przebyli swoją trudną drogę i odnaleźli się w europejskiej społeczności, pojawiają się historie o ludziach, którzy są zagubieni albo zamknięci na europejską społeczność. Oczywiście są i anegdoty, jak te o bankach kierujących swoje specjalne oferty do muzułmanów, dodają one jednak kolorytu zamiast przytłaczać całość.
Nie ma tu łatwych i szybkich tez, są za to odcienie szarości i subtelne znaki zapytania. Autor otwiera kolejne tematy, a im jest więcej jego rozmówców, tym bardziej narasta w nas przekonanie, że zamiast pełnego obrazu otrzymujemy wciąż niewielki fragment całości. Integracja otwartej i tolerancyjnej Europy z muzułmanami jest procesem trudnym i wymagającym dla obu stron. Mechanizm ten ma szansę zacząć działać w momencie, w którym zaczynamy się rozumieć nawzajem. Do tego pierwszego kroku Maciej Czarnecki dołożył swoją ważną i ciekawą cegiełkę.
Dominika Pawlikowska