Podczas gdy Unorthodox nadal święci tryumfy na Netflixie, my wracamy do fascynującego pierwowzoru tej historii, a więc wspomnień młodej kobiety, która powiedziała: dość.
Fenomen „chasydzkiego uniwersum”
Ostatnimi czasy, dość niespodziewanie, da się zauważyć pewien fenomen. Ani twórcy serialu Unorthodox, ani sam emitujący go Netflix, nie spodziewali się chyba tak ogromnego sukcesu swojej – niszowej w założeniach – produkcji. I choć wątek chasydzki pojawiał się już wcześniej na platformie streamingowej (choćby opowiadający o traumie porzucenia wspólnoty film Jedni z nas), w tym przypadku zdecydowanie mamy do czynienia z magnetyczną opowieścią, która oprócz przyjemności oglądania serialu, rodzi w głowie wiele pytań.
Co chasydzi mają w głowach?
Kim są chasydzi? W co wierzą? Dlaczego tak usilnie dbają o całkowite podporządkowanie kobiet? Dlaczego odcinają się od świata? Skąd się bierze niezliczona ilość nakazów i zakazów w ich życiu? Ta rozbudzona ciekawość widzów niesie za sobą wzrost popularności innych opowieści osadzonych w „chasydzkim uniwersum”, jak na przykład serialu Shtisel, który jest jednak melancholijnym i lekko humorystycznym dramatem obyczajowym dziejącym się w Jerozolimie. Wydaje się, że egzotyczna chasydzka kultura ma sporo do zaproponowania współczesnemu odbiorcy. I nawet jeśli jest to chwilowy trend, warto go uchwycić, ale i odnieść się do literackiego pierwowzoru fenomenalnej produkcji, a zarazem przyczyny swoistego boomu na chasydyzm w popkulturze.
Kameralna opowieść o Esti porzucającej swoją ultraortodoksyjną społeczność została dość luźno oparta na innej historii, napisanej w 2012 roku przez dziewczynę, która wyzwoliła się z opresji. Unorthodox ma swoje źródła w bestsellerowej książce autobiograficznej Unorthodox: The Scandalous Rejection of My Hasidic Roots napisanej przez Deborah Feldman. W Polsce została wydana przez wydawnictwo Poradnia K pod tytułem: Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów.
Deborah Feldman, Unortxodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów
Przełożyła Kamila Slawinski, Wydawnictwo Poradnia K, 2020
Nie oszukujmy się, ortodoksyjny świat chasydów, pozostanie dla nas – przeciętnych odbiorców kultury – zamknięty. Wielowiekowa tradycja oparta zarówno na religii, jak i doświadczeniach całego narodu, przeciętnemu człowiekowi jest znana wyłącznie dzięki wyrywkowym przekazom członków społeczności lub luźnych kulturalnych impresji. I choć chasydyzm wywodzi się z terenów polskich, przez wieki ewoluował wielokrotnie odrywając się od pierwotnych założeń, trwając aż do czasów współczesnych, kiedy to istnieje w różnych formach na świecie.
Doświadczenia Debory Feldman dotyczy ultraortodyksyjnego odłamu chasydzkiego, Satmarów, funkcjonujących jako zamknięta społeczność. Obecnie dwie największe społeczności Satmar znajdują się na nowojorskim Williamsburgu i w Kiryas Joel pod Nowym Jorkiem. Feldman uchyla nam rąbka tajemnicy pokazując przede wszystkim jak opresyjna kultura podporządkowuje sobie kobiety. To one bowiem zapewniają przetrwanie każdej społeczności – nawet tej, w której niemal nie mają żadnych praw.
Kobiety w kulturze satmarskiej funkcjonują w ścisłej zależności od mężczyzn: ekonomicznej, obyczajowej, religijnej. Od urodzenia mają przydzielone role społeczne, podlegają przedziwnemu systemowi nakazów i zakazów, które potem same sankcjonują. Naczelną cechą kobiety staje się posłuszeństwo. Mężczyźni kontrolują umysły swoich córek, żon czy sióstr, ale przede wszystkim kontrolują ich ciała.
Obsesja ciała
Doborah Feldman w swojej autobiografii skupia się na pokazaniu możliwie szerokiego spektrum zagadnień związanych z obyczajowością, jednak wyraźnie na pierwszy plan wysuwa się jej własne doświadczenie. Przede wszystkim oświadczenie zaprzeczenia cielesności (najpierw) dziewczynki, którą obarcza się licznymi tabu i zakazami. Tak, jakby chciano odwrócić jej uwagę od dorastania, burzy hormonalnej, naturalnie rodzącej się ciekawości świata na rzecz kultywowania tradycyjnych wymogów, skupienia się na zdobywaniu przychylności mniej lub bardziej surowych opiekunów, a także całego jej otoczenia. Doświadczenia młodej kobiety, której chłonny umysł obarcza się szczegółowymi i precyzyjnymi wytycznymi dotyczącymi grubości rajstop, długości niemodnej sukienki czy doniosłej roli błogosławieństwa dla truskawek. Tak, aby nie miała czasu na wątpliwości czy własne poszukiwania. Na coś, co nazwalibyśmy buntem opartym na zdrowym rozsądku. Sama Deborah mówi z goryczą:
Później, w wieku dorosłym […] zrozumiem, że jako dziecko nie byłam w stanie przyjąć argumentów, które zakwestionowałyby każdy mój wybór, jakiego za mnie dokonano, i wstrząsnąłby podstawami mojej egzystencji. Dostrzegę, że nie miałam wyjścia, jak tylko zaakceptować to, czego mnie nauczono – musiałam to zrobić, by przetrwać [s. 74]
Debora wie, że nie jest zwykłą dziewczynką, ale – choć nie bez oporów i niewielkich odchyleń od ogólnie przyjętych norm – przez długi czas podąża udeptaną koleiną. Przełom przychodzi, kiedy zostaje matką. Ale wcześniej musi przecież wyjść za mąż. Doświadczenie ciała, które do tej pory było przemilczane, niemal wypierane ze świadomości, staje się nagle centralnym zagadnieniem jej życia. Dziewczyna, która przeżyła szok odkrywając, że menstruuje, dla której ciało dotąd było jedynie źródłem grzechu, staje się „narzędziem”, zostaje sprowadzona do jednej roli.
Rytualne kąpiele, bieganie do rabina z każdą plamką na bieliźnie – młode kobiety koncentrują się wokół własnej rozrodczości, a poniekąd i seksualności, o których nierzadko nie mają bladego pojęcia. Zamiast intymności małżonków, która mogłaby sprzyjać rozwojowi więzi między młodymi ludźmi, o częstotliwości i jakości stosunków małżeńskich dyskutuje cała społeczność. Nie oszukujmy się, to nie mężczyzna ponosi odpowiedzialność, jeśli coś się nie uda. A wystarczy przypomnieć sobie opowieść koleżanki Debory dotyczącą jej własnej nocy poślubnej, żeby zrozumieć, jak wiele spraw może pójść nie tak.Po traumie nocy poślubnej dziewczyna ma za zadanie urodzić w możliwie jak najkrótszym czasie. System opresji jednak nie odpuszcza – przykładna chasydka powinna rodzić co rok. W tym świecie miesiączka oznacza nieczystość, a więc kobieta w małżeństwie raz w miesiącu doświadcza całkowitego odrzucenia ze strony męża. Okres jest tak „straszny”, że panna młoda reguluje swój cykl za pomocą pigułek antykoncepcyjnych, aby nie skazić przypadkiem ceremonii zaślubin i nocy poślubnej. Siedem dni po zakończeniu okresu powinna jednak swoje obowiązki małżeńskie wypełniać z całkowitym zaangażowaniem.
Wydaje się więc, że wyrwanie się z matni jest niemożliwe. Dla Debory właśnie macierzyństwo, rodząca się powoli świadomość tego, że jej syn zostanie kolejnym ogniwem stanowi apogeum, punkt kulminacyjny tej historii. I choć chłopcy są hołubieni, tradycyjnie uważani za stworzonych do rzeczy lepszych, to jednak nadal sankcjonują piekło kobiet.
Unortxodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów jest arcyciekawą opowieścią o tym zamkniętym, lekko schizofrenicznym świecie. Zdecydowanie mówi nam więcej o obyczajowości i tradycji niż Netflixowy Unorthodox. Inaczej rozkłada akcenty, prezentuje liczne wątki poboczne, subtelności i detale, opisuje święta i obyczaje, stara się naświetlać problem z różnych stron. Ale w przeciwieństwie do serialu, który nie wymaga kontynuacji, zostawia nas w połowie zdarzeń. Dlatego cieszy coraz głośniej powtarzana przez wróble wieść, że Poradnia K już wkrótce wyda kontynuację losów Debory. Co ciekawe, Deborah Feldman także skierowała się do Berlina, miejsca symbolicznego dla całej swojej wspólnoty. To z kolei otwiera olbrzymie pole do literackiego popisu. Czekamy więc z niecierpliwością.
Dominika Pawlikowska