Tak to już z zawodem aktora bywa, że nie zawsze udaje się trafić w postać – nie musi to nawet być postać w drugo- czy trzeciorzędnym filmie, powodów może być wiele. Nawet najwięksi aktorzy światowej ligi czasem dokonują zadziwiającego wyboru, po którym efekt pozostawia nieco do życzenia. Oto kilka przykładów.
Kristen Stewart jako Bella (Saga Zmierzch)
Na biedną Stewart za rolę Belli spłynęło już tyle krytyki, że właściwie nie ma już potrzeby się nad nią pastwić. Zarzucano jej kamienny wyraz twarzy i niemalże żadne umiejętności aktorskie, absolutną bezemocjonalność. Na obronę aktorki można jedynie wskazać, że scenariusz niespecjalnie umożliwił jej pokazanie czegoś więcej, bo że jak chce to potrafi, już wiemy. W ostatnich latach Stewart pokazała, że posiada umiejętność świetnego dobierania ról i jest w stanie stworzyć wielowymiarową, złożoną, silną postać, za co została doceniona przez rzesze krytyków (m.in. „Seberg”, „Sils Maria”, „Droga”). Puśćmy więc może ten nieszczęsny „Zmierzch” w niepamięć i skupmy się na tym, że Kristen Stewart dorosła.
Keira Knightley jako Anna Karenina (Anna Karenina)
Mogłoby się wydawać, że wszystko się dobrze ułoży – reżyserem najnowszej adaptacji klasycznego dzieła Tołstoja jest Joe Wright, który Knightley jest niejako muzą („Duma i Uprzedzenie”, „Księżna”, „Pokuta”) i która pokazała już, że potrafi się bezbłędnie odnaleźć w roli, czemu może dowodzić nominacja do Oscara za rolę Lizzie Bennet. Niestety, wobec znakomitego pomysłu na nową wersję historii ekranizowanej już wcześniej niejednokrotnie, nowego ujęcia i formy i świetnych ról m.in. Juda Lawa, czy Mathew McFadyena, Keira odstaje.
Anna Karenina w jej wydaniu zdaje się nieco trzpiotowata, niepoważna, neurotyczna, dramatyczna, ale nieprawdziwie, nie głęboko. Do tego dochodzą nieco drażniące grymasy na pięknej twarzy Knightley, czy wydęte usteczka znane nam już doskonale np. z „Piratów…” Szkoda, bo taka rola niesie wielki potencjał, a film też stworzył aktorce przestrzeń do popisu, nie udało się.
Kevin Costner jako Robin Hood (Robin Hood: książę złodziei)
Coś poszło nie tak. Niby film rozrywkowy z klimatem, postać uwielbiana i wdzięczna, niby świetne towarzystwo doskonałego Morgana Freemana i Alana Rickmana, ale coś nie działa. Robin ani taki zabawny jakby może mógł być, ani taki poważny jak mógłby być gdzie indziej, ani taki nonszalancki jak się spodziewamy. Całość wyszła Costnerowi dość nijako. Na szczęście pamiętamy aktora z innych brawurowych ról (np. „Tańczący z wilkami”) i tego się trzymajmy.
Tom Hanks jako Robert Langdon („Inferno”)
Powiedzmy, że tragedii nie ma, ale po gwieździe takich filmów jak „Filadelfia”, „Cast Away”, czy kultowy „Forrest Gump” oczekujemy więcej. Profesor Langdon zachowuje się jakby chciał być trochę Indiana Jonesem, ale nie ma w sobie równej brawury. Z drugiej strony usiłuje wydawać się nieco tajemniczym, ale nadal jest niepewny efektu, który finalnie chciałby osiągnąć. Wszystko jest tu raczej mocno średnie – i dialogi, i historia, i Tom Hanks. No trudno.Prawie każdy aktor ma na koncie jakąś rolę, z której nie jest zadowolony. Czasem niesłusznie, czasem zadziałało wiele czynników – nie ta wrażliwość, nie ta energia, pieniądze, które rzeczywiście zadecydowały o porażce. Nie bądźmy jednak zbyt surowi, ostatecznie tu się pracuje emocjami, a to nie jest łatwa praca. Na szczęście znakomici aktorzy takie wpadki potrafią zrekompensować innymi wspaniałymi kreacjami i za to, mimo wszystko, wciąż ich uwielbiamy.
AKA