Najnowsza książka Jacka Dehnela, autora takich powieści jak „Lala” czy „Matka Makryna” , przyciąga czytelnika niespodziewanym zabiegiem fabularnym już od pierwszych stron, a zostawia z materiałem do przemyśleń wykraczającym daleko poza akcję powieści na długie godziny. Nie dajcie się zwieść czarnemu humorowi, który towarzyszyć wam będzie na kartach tej lektury – Dehnel jest w gruncie rzeczy śmiertelnie poważny.
Ale z naszymi umarłymi, Jacek Dehnel
Wydawnictwo Literackie
Akcję tej powieści autor zdecydował się umieścić w jednej z kamienic na krakowskim Podgórzu, dzięki czemu mamy okazję obserwować przekrój współczesnego polskiego społeczeństwa – od najstarszych pokoleń, przez konserwatywnych mieszczan, na postępowych millenialsach kończąc. Wszyscy oni muszą zmierzyć się z nawiedzającą miasto królów plagą zombie. Jeśli jednak spodziewacie się brutalnej rzezi rodem z „The Walking Dead”, przygotujcie się na niespodziankę. Dla Dehnela wizerunek nieumarłego jest raczej popkulturowym odniesieniem, na podstawie którego można wykształcić rodzimy gatunek zombich, które w szczególny sposób reagują na… wizerunek Matki Boskiej i niewiele poza tym.
Śmiech przez łzy
Autor nawet przez moment nie stara się zatuszować swoich bardzo krytycznych poglądów względem rodzących się ruchów nacjonalistycznych w Polsce; brak dwuznaczności i niedopowiedzeń z jednej strony może razić czytelników uważających, że taka bezpośredniość godzi w ich intelekt, z drugiej zaś wydaje się dawać wyraźny znak, że minął czas subtelności i gry słów; czas przedstawić sprawę jasno, choć dzieje się to, paradoksalnie, w powieści opartej na wielkiej metaforze. Nie ulega bowiem żadnej wątpliwości, kogo Dehnel miał na myśli, gdy wyprowadzał na krakowskie ulice zastępy zombich wyjątkowo uwrażliwionych na wzmianki o świętych i królach, które, choć początkowo pacyfistycznie nastawione, wkrótce za cel obierają sobie obcokrajowców, a gdy ich zabraknie, również swoich rodaków z bijącym sercem.
Szczególnie celna wydaje się wizja reakcji opinii publicznej w obliczu zombie-kryzysu; dobrze poprowadzona narracja czyni jednym z bohaterów powieści cały naród, który żywo uczestniczy w powstawaniu z grobów bohaterów narodowych. Ważną rolę odgrywają w tym media, których sposób portretowania jest tak trafny, że napawa prawdziwym lękiem; wyjątkowo dobrze wyczuł Dehnel trendy językowe, które w tym apokaliptycznym scenariuszu wykorzystane zostałyby przez dziennikarzy, zmieniając nie tylko sposób mówienia, ale przede wszystkim myślenia o zombich.
„Ale z naszymi umarłymi” nie jest powieścią, którą czyta się dla fabuły, kolejne przygody grupy bohaterów nie zapadają bowiem w pamięci tak głęboko, jak nieustannie towarzyszące lekturze poczucie niepokoju. Już od pierwszych stron widać, że przedstawiane z ogromną dozą dowcipu wydarzenia to tylko preludium do horroru, niemającego jednak zupełnie nic wspólnego z kinowymi slasherami, za to głęboko opartego na faktach. Ostatecznym ciosem dla czytelnika jest podniesienie oczu znad książki tylko po to, by dostrzec, że w gruncie rzeczy mamy do czynienia z reportażem, nie wizją.
API