Podczas, gdy w literaturze dla dorosłych czytelników polecamy historię sporu Marvela i DC, w dzisiejszej propozycji dla najmłodszych również nie brakuje dramatyzmu. Oto bowiem Nisza wydała śliczną, zabawną i beztroską historię o pewnym tajemniczym zaginięciu kluczowego dla społeczności lodziarza. Trzyma w napięciu do samego końca.
Zuzanna Fruba: Gdzie jest lodziarz
Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2018
Z początku nic nie zapowiadało katastrofy: w końcu wszystko miało być jak co roku. Lato, beztroska, lody… no właśnie, lody. Złowieszcza cisza wokół oznacza, że tym razem jest jednak inaczej. Nie pojawił się bowiem lodziarz, co burzy spokój wszystkich wokół. Jak to, lato bez lodów? Wbrew pozorom sprawa jest poważna, wszyscy snują domysły, rozdzierają szaty, plączą się w przypuszczeniach – w powietrzu wisi wizja katastrofy.
Zuzanna Fruba snuje swoją opowieść wierszem, po mistrzowsku opanowuje rym i rytm tak, aby nawet najbardziej nieporadny recytatorsko rodzic bez problemu poczuł deklamatorski żywioł.
Kokos czy mango?/W kubku, w wafelku?/ Z bitą śmietaną?/ Z posypką z żelków? / Sos karmelowy? A może -FU!-lody smerfowe w kolorze blue?
Aby nie psuć przyjemności czytania, wspomnę jedynie, że oprócz mnóstwa śmiechu młodszym, książeczka przyniesie też sporo nieskrępowanej zabawy dorosłym. Będzie i czarny humor, i łagodna satyra na „bio-eko” trendy, będzie także kilka wątków rodem z tabloidów. Jest i słownictwo, które wcale nie próbuje być na siłę dziecięce, dopasowane do małego odbiorcy. Przeciwnie: autorka podaje w atrakcyjnej formie nawet takie przykurzone, ale przykuwające uwagę słowa. Przykład?
Za chwilę czerwiec, pogoda bycza,
każdy w kieszeni bilon przelicza,
świnkę-skarbonkę nożykiem dźga,
żeby wydobyć z niej co się da.
[Zuzanna Fruba: Gdzie jest lodziarz]
Swoją drogą, nawet w tym fragmencie, z tekstu Fruby przebija dziwna melancholia. Wspomnienie lodów w niepozornej rymowanej historii sięga i do pamięci czytającego. Lody jako proustowska magdalenka? No cóż, nie brnijmy dalej. Zostańmy przy stwierdzeniu, że kolejne Niszowe cudeńko oczaruje nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Beztroska, przepięknie ilustrowana przez samą autorkę, historyjka budzi w czytelniku całą gamę uczuć: napięcia, radości, w końcu – rozrzewnienia. A całość jest lekka i z przymrużeniem oka, jak przystało na prawdziwą letnią opowiastkę.
Przeczytajcie koniecznie. Przynajmniej kilka razy.
Dominika Pawlikowska