Katarzyna Wiśniewska, Tłuczki
Katarzyna Wiśniewska, Tłuczki, Wydawnictwo Nisza | fot.: Kreatywna.pl

Piekło kobiet: Katarzyna Wiśniewska, Tłuczki

Zaczyna się jak opowieść o zwykłej polskiej rodzinie. I choć ze strony na stronę książka Katarzyny Wiśniewskiej jest coraz bardziej uwierającym doświadczeniem, dopiero ładunki wybuchowe precyzyjnie odpalane pod koniec powieści zostawiają czytelnika w poczuciu bezradności.  

Katarzyna Wiśniewska, Tłuczki

Wielopokoleniowa rodzina z nieco apodyktycznym mężem, ojcem i dziadkiem w jednej osobie, wydaje się swojska, nawet trochę zabawna. Wincenty – nieznoszący słabości, dziarski staruszek, może przez chwilę wydawać się zupełnie niegroźny. Ot, kolejny mężczyzna, który próbuje dowieść wszystkim wokół swojego niezaprzeczalnego męstwa, przywódczej roli, prawa do oceny i dysponowania otaczającymi go kobietami. Podział na rozrywki męskie (chodzenie po górach, jazda na rowerze bez kasku) i niemęskie (chodzenie po Krupówkach, jazda na rowerze w kasku, surfowanie, pływanie, opalanie się, wędkowanie, seks, spacer bez celu, spacer z psem, podróże za granicę), według których Wincenty kategoryzuje aktywności, budzić może lekkie zażenowanie, ale niewiele ponadto. Z czasem jednak atmosfera gęstnieje.

W Tłuczkach  obiektem zainteresowania autorki staje się przede wszystkim patriarchat i jego konsekwencje dla uwikłanych weń kobiet. W tym świecie Wincenty decyduje o wszystkim, nawet o porze karmienia niemowląt, konkuruje z mężczyznami swoich córek, upokarza (choć w przypływie dobrego nastroju używa „czułych” przezwisk), tępi przejawy słabości. Im bliżej poznajemy rodzinę, tym bardziej staje się oczywiste, że czuje się tam panem i władcą.

Dla żartu uczył córki świata na opak, pokazywał krzesło mówiąc, że to stół, na stół mówił podłoga, na sufit ściana.[…]Wincenty stworzył dziewczynkom nowy świat znaczeń i zapisał je do przedszkola. Pierwszego dnia Maria na talerz powiedziała kubek. Dzieci ją wyśmiały, wytykały palcami, głupia, z lasu przyszła, nie wie co to kubek. Wychowawczynie skierowały do psychologa i logopedy. Wincenty na początku chichotał jak dziecko, potem się zdenerwował. Jego dzieci, jego sprawa, nie będzie mu się przedszkolny tłuczek wtrącać. [s. 163]

Ojciec staje się prywatnym bogiem, nazywa świat, decyduje o dobru i złu, bezlitośnie karze. Nikt nie kwestionuje jego porządku, wszystkie kobiety tłumią gniew, rozpacz, strach. I choć właściwie nikt w rodzinie nie jest przesadnie religijny, „Golgota na kredensie” wskazuje na wierność katolickiej tradycji, która (być może) sankcjonuje ten stan rzeczy. Ale Wincenty nie jest jedynym mężczyzną w Tłuczkach. Rycerz – były wykładowca w seminarium, człowiek elokwentny i dość sympatyczny, po jakimś czasie też pokaże swoje skrzętnie skrywane oblicze. Inni, mniej ważni dla fabuły, pojawiają się epizodycznie, są obarczeni skazami, jakimś brakiem – rzeczywistym bądź urojonym. Żadna z kobiet nie jest w stanie stworzyć długotrwałego, szczęśliwego związku. Co symptomatyczne, jedynym wieloletnim małżeństwem jest to Wincentego i Teresy.

W tej przedziwnej rodzinie brakuje także innych prawidłowych więzi. Żadna z kobiet nie znajduje oparcia w drugiej. Dominują krytyka, podejrzliwość, nawet agresja. Maria, córka Wincentego, szczególnie traumatycznie przechodzi własne doświadczenie macierzyństwa: jej własna matka rywalizuje z nią o względy wnuczki, ona sama wydaje się zagubiona, bezradna, pasywnie wściekła. Swoje uczucia przenosi na rodzicielstwo w ogóle, traktując inne matki tak, jak mógłby z powodzeniem zrobić to Wincenty:

Jeszcze gorsze były matki w supermarketach. Nie wypadało pisnąć, gdy dojna krowa najeżdżała ci wózkiem na pięty, bo kroczyła z głową uniesioną, dumna z siebie, jakby fakt, że dała się zapłodnić, zapowiadał jej awans społeczny.
Umęczona i siekła Maria z Łucją w wózku chyłkiem przemykała między kamienicami. [s. 85]

Najmłodsza dziewczyna z rodu, Łucja, dodatkowo traci kontakt z własnym ciałem, ulegając obsesyjnemu pragnieniu oczyszczenia. Wydaje się, że tylko nad swoim organizmem może mieć władzę, dlatego korzysta z tego przywileju. Paradoksalne połączenie, bulimii z dbałością o zdrowie, dają poczucie sprawczości.

Katarzyna Wiśniewska, psycholożka i filozofka, swego czasu pisząca dużo o kościele dla „Gazety Wyborczej” nie wiedzie nas prostymi ścieżkami. Pokazuje losy wszystkich postaci w sposób nielinearny, niespodziewanie powraca do jednych wątków, aby za chwilę porzucić je na rzecz innych. Zatem zanim stworzymy sobie pełen obraz bohaterów w głowie, nim niektóre sprawy staną się całkiem jasne, minie trochę czasu. Taka mozaikowa konstrukcja budzi ciekawość. Do czego zmierza całość? Jaka historia „przypomni się” jeszcze postaciom? Kiedy zrozumiemy skalę dysfunkcyjności całej rodziny, ta historia przestaje uwierać, a zaczyna prawdziwie ciążyć. Wówczas jednak autorka odsłania karty, precyzyjnie przygotowując nas na finał rodem z greckiej tragedii. Tu jednak katharsis nie będzie.

Dominika Pawlikowska

Sprawdź także

Nie rób scen, Flora Autor: Martyna Pustelnik Wydawnictwo: Czwarta Strona

Martyna Pustelnik: Nie rób scen, Flora 

Przeznaczenie czy chichot losu, wielka szansa czy początek końca? Niezwykły debiut Martyny Pustelnik o przewrotności …