Jesień jak zwykle przynosi wiele książkowych premier i obiecujących zapowiedzi. Jedną z nich jest najnowsza książka Grażyny Plebanek. Powieść obyczajowa osadzona w świecie multi kulti, rzecz o zwykłej samotności, o poczuciu wyobcowania i o…boksie. Pani Furia to jedna z tych historii, które można odczytywać na wiele sposobów, nie tracąc nic z samej przyjemności czytania.
Kongijka dorastająca w Brukseli w próbującej się zasymilować rodzinie imigrantów – już sam zarys tematu powieści otwiera niezliczone konteksty. Grażyna Plebanek pieczołowicie odtwarza losy afrykańskiej rodziny, jej mentalność, dziedzictwo i talenty. Ale unika taniego moralizatorstwa, nie poklepuje swoich bohaterów po plecach. Eksploruje za to stosunkowo mało rozpoznane w literaturze polskiej kongijskie tropy i realia życia w belgijskiej stolicy.
Grażyna Plebanek, Pani Furia
Znak Litera nova, Kraków 2016
Kultura i boks
Wywodzące się z Konga postaci Pani Furii niosą ze sobą własne historie, ale i swoje dziedzictwo. Silnie zaakcentowana rola kultury mówionej przejawia się tu jako poetyckie mini opowiadania. Co rusz pojawiają się też rytm i muzyka, nadmierna ekspresja rozmów i feeria barw ubiorów. Jest też pielęgnowany w pamięci powód do narodowej dumy: kultowa walka bokserska, nazwana przez media Rumble in the Jungle. Starcie tytanów boksu – Muhammada Alego z Georgem Foremanem, niemal mit założycielski, główna opowieść, wokół której narastają losy pewnej dziewczyny, nazwanej na cześć zwycięzcy pamiętnej potyczki.
Są i ciemne strony bagażu kulturowego: wspomnienia krwawych rządów prezydenta Mobutu Sese Seko i sięgające głębiej resentymenty z epoki kolonializmu, który symbolizuje obraz obciętych rąk. Przeprowadzka do Brukseli nie zmienia przekonań dotyczących roli kobiety w rodzinie, stereotypów dotyczące kobiecości w ogóle. Jak się okaże, uniknięcie staropanieństwa i obowiązek urodzenia dziecka to postrach dziewcząt w różnych kulturach.
Stąd boks wkrótce stanie się dla dziewczyny naturalną konsekwencją poszukiwań własnej tożsamości, sposobem wyrażenia siebie, dowiedzenia własnej wartości. Będzie też sposobem tłumienia narastającej agresji, która staje się odpowiedzią na opresyjność świata zewnętrznego: rodziny, sąsiadów, kolegów z pracy, całego społeczeństwa.
Wieczne poczucie obcości
Niemal od początku drogi Alii pojawia się podwójne stygmatyzowanie jej jako obcej i jako kobiety. Oprócz oczywistych wskazań na kolor skóry książka drąży temat głębiej. Wszak Kongo przez lata było kolonią belgijską i, jak się wydaje, Belgowie nie wyrośli jeszcze z myślenia o cywilizowaniu dzikusów. Spacer młodej Alii po dzielnicach imigranckich, w których roi się od Włochów, muzułmanów czy Polaków, uświadamia, że stolica Europy nigdy nie radziła sobie z tematem przybyszów. Zarówno w latach osiemdziesiątych, w których dzieje się większa część powieści, jak i współcześnie.
W książce Plebanek ci, którzy zawsze będą przybyszami, którzy ciągle muszą udowadniać swoją przynależność do europejskiego społeczeństwa, boją się nowej fali imigrantów. I reagują na nią z zaciekłością ludzi, którzy sami nie doświadczyli całkowitej akceptacji. To ważny głos w dyskusji o modelu społeczeństwa wielokulturowego, którego Europa chyba nadal jeszcze nie wypracowała.
Samotność
Pani Furia jest też opowieścią o dorastaniu, potrzebie bliskości, o związkach i relacjach międzyludzkich. Szczególnie dobitnie jednak akcentuje zjawisko samotności w europejskim tyglu. Mężczyźni i kobiety nie do końca odnajdują się w swoich rolach, sama miłość przybiera dość szybko bardzo prozaiczne oblicze. Paradoksalnie to samotność staje się wspólnym mianownikiem dla większości dorosłych bohaterów i to ona łączy ponad kulturowymi podziałami.
Książka Grażyny Plebanek jest świetną powieścią obyczajową ze sprawnie rozwijającą się historią i prawdziwymi do bólu bohaterami. Z jednej strony prezentuje mnóstwo detali potwierdzających ogromną pracę włożoną w zebranie źródeł, z drugiej – nie przytłacza. Raczej podrzuca wątki do samodzielnego sprawdzenia. Odważne zwrócenie się w stronę tematów właściwie nie poruszanych w literaturze innej niż reportaż, mnogość wątków oraz pietyzm, z jakim została zbudowana całość, zaprocentowały powstaniem wciągającej historii, którą czyta się jednym tchem.
Dominika Pawlikowska