Kiedy bierzemy do ręki nieznany nam tekst, to kierowani naturalnym odruchem czytamy – z niemającym jeszcze okazji osłabnąć zainteresowaniem – pierwsze zdanie. Może nas ono zająć albo całkowicie znużyć i wystarczająco sugestywnie (choć być może mylnie) zaświadczyć o daremności kontynuacji lektury.
Oczywiście sytuacja zmienia się, gdy znamy już utwór i wracamy do pierwszego zdania – wtedy nierzadko okazuje się, iż jego pozornie niepotrzebna nuda czy dziwna rozwlekłość lub też nadmierna a męcząca szczegółowość stanowią idealne rozpoczęcie, scalające konstytutywne cechy opowieści. Jerzy Pilch powiedział, że „pilnuje pierwszego zdania, bo pewnie podświadomie pisze dla kogoś, kto chodzi po księgarniach i tak jak on stosuje kryterium pierwszego zdania”. Jest nawet Tumblr, na którym znajdziemy same pierwsze zdania, zatem: coś jest na rzeczy – pierwsze zdanie, czyli tak zwany incipit mówi nam coś o świecie, do którego dopiero wkraczamy, jest pierwszym kontaktem czytelnika z pisarzem.
Jeśli mowa o pierwszych zdaniach, nie sposób nie wspomnieć o urzędniku z Dżumy. Gdy większość postaci walczy z głodem i niedostatkiem, Grand z właściwą sobie drobiazgowością poddaje analizie każdy wyraz nieprzerwanie na nowo powstającego zdania, które w swojej pierwotnej wersji wygląda następująco: „W piękny poranek majowy wytworna amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance, jechała kwitnącymi alejami Lasku Bulońskiego”. Przyznacie, że nie jest to zdanie, które zachęca do przewrócenia następnej strony? „Wytworność” amazonki nie jest jednak wieczna, bo po kolejnych korektach stanie się ona „smukła”. Urzędnik naniesie wiele poprawek, ale nigdy nie uda mu się sprawić, by owa amazonka wyjechała z Lasku Bulońskiego. To ścieranie się Granda z powziętą przez niego myślą o perfekcyjnej konstrukcji pierwszego zdania, każe nam przypuszczać, że powinno mieć ono w sobie coś wyjątkowego, specjalnego, choć istnieją świetne powieści, które mają przeciętne otwarcia.
Pokaż mi świat
Jest wiele pierwszych słynnych zdań. Można je podzielić na różne kategorie. Jeśli na przykład przyjrzymy się incipitowi Procesu (w starym tłumaczeniu), zobaczymy, że natychmiastowo wprowadza nas on do świata przedstawionego: „Ktoś musiał fałszywie oskarżyć Józefa K., bo przecież on nic złego nie zrobił, a został pewnego ranka pozbawiony wolności”. Theodor Adorno w Zapiskach o Kafce tak pisał o jego tekstach: „W tej twórczości, która nieustannie sama siebie zaciemnia i neguje, każdą określoną wypowiedź równoważy generalna klauzula nieokreśloności”: i takie też jest pierwsze zdanie, zostajemy wrzuceni w obcy – zarówno nam jak i bohaterowi – świat.
Jednym z niesłychanie znanych początków powieści jest Proustowskie „Przez długi czas kładłem się spać wcześnie”. Wielotomową powieść pełną rozbudowanych zdań otwiera coś tak krótkiego i banalnego. Kto chciałby czytać siedem tomów o układaniu się do snu? A jednak, to zdanie w pewien sposób scala w sobie całą powieść, występuje w nim słowo-klucz „czas”, który jest jednym z głównych tematów powieści, o czym zaświadczają sama jej forma (przeskoki czasowe), jak i wydarzenia: bohater musi odbyć wędrówkę, by ostatecznie przed oczyma duszy zobaczyć swoje dzieło, a to swoiste olśnienie ma szansę zaistnieć dzięki mechanizmowi pamięci mimowolnej. Ale to tylko jeden z tropów. Żeby odnaleźć resztę, należy przeczytać całość.
ŁRE