Zaskakujący debiut książkowy posłanki Platformy Obywatelskiej, Joanny Muchy, to jedno z ciekawszych wydarzeń literackich bieżącego roku. Nie jest to historia ani pośrednio, ani bezpośrednio nawiązująca do polityki bieżącej. Zamiast tego Mucha serwuje czytelnikowi własną wizję świata po tajemniczej zagładzie. Wyszło dość interesująco.
Joanna Mucha: Wszystko się stało
Wydawnictwo WAB, 2017
O zagładzie mówi się się „TO”. Właściwie nie wiadomo, co się tak naprawdę stało, wiadomo jedynie, że w wyniku TEGO znacząca część ludzkości zginęła, reszta uległa zdziczeniu, a nawet zezwierzęceniu. Ocaleli nieliczni, którzy próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Szabrują sklepy, odgradzają się od grasujących stad kiedyś-ludzi, starają się zbudować namiastkę normalności i, co oczywiste, za wszelką cenę przeżyć. Jedną z nich jest Anna, której z trudem przychodzi zrozumienie nowej rzeczywistości:
Nie jestem, kurwa, mnichem na górze Athos ani Szymonem Słupnikiem! Nie wybierałam sobie życia w samotności! Nikt mnie o zdanie nie zapytał! Oni przynajmniej zostawiali świat za sobą. Zostawiali, więc ten świat był! Nawet cholerny Robinson Crusoe wiedział, że świat istnieje za falami oceanu! Mogło im wszystkim tego świata brakować albo nie, ale on był! Stanowił punkt odniesienia, tło, które ich życiu nadawało kontury i kolory. Tak jak dziura w płocie nie byłaby, kurwa, dziurą, gdyby nie miała płotu wokół siebie! A ja…?! [s.16]
We Wszystko się stało akcja rozgrywa się gdzieś na podwarszawskiej wsi. Bohaterka – Anna mozolnie zdobywa wiedzę dotyczącą prowadzenia najprostszych upraw, hodowli zwierząt albo zastawiania wnyków. Towarzyszy temu ciekawa obserwacja dotycząca odcięcia współczesnego człowieka od natury, od podstawowych umiejętności gwarantujących przetrwanie. No bo jak wydoić krowę, jak posadzić ziemniaki albo upiec chleb? Bez internetu jesteśmy bezradni. A w świecie Anny nie ma dostępu do sieci, ba – nie ma także telefonów ani przejezdnych dróg. Trzeba powrócić do pracy rąk, jeść to, co się samodzielnie wytworzyło i zapomnieć o wszelkich zdobyczach cywilizacyjnych.
Mało spektakularne? Fakt, akcja toczy się powoli, wyraźnie zagęszczając się dopiero pod koniec, otwierając kolejne plany, bohaterów i plenery. Nie jest jednak sielsko, każda czynność może zakończyć się walką o życie, nie brakuje gwałtów, brutalnej przemocy, cynizmu czy nawet historii o zabarwieniu pedofilskim. Spod dość sprawnie poprowadzonej narracji (czyli mówiąc wprost: może być miejscami nudnawo, ale jednak powieść szybko się czyta) mocno przebijają pytania o kulturę, normy etyczne, wypracowane latami zachowania społeczne, nawet o Boga. Ciekawe jest także podejście do ludzi, którzy w tajemniczych okolicznościach ulegli całkowitemu zezwierzęceniu. Czy nadal są ludźmi? Co stanowi o człowieczeństwie?
Wszystko się stało jest też powieścią, w której (przynajmniej na początku) brakuje mężczyzn. Ci, którzy się stopniowo wyłaniają z kart powieści są coraz bardziej rozczarowujący: albo ulegający prymitywnym instynktom, albo po prostu bezradni. Władza, seks, przemoc – w postapokaliptycznym świecie stworzonym przez Muchę rządzą najprostsze reguły. W powieści nie ma nadziei na to, że wciąż istnieją enklawy normalności, autorytety, wzorce moralne. Pozostało bezrozumne prawo pięści, instynkt stadny, chęć przeżycia za wszelką cenę.
Wszystko się stało to przyzwoita, choć nierówna książka: miejscami zaskakująca, miejscami przydługa i moralizująca. Na pewno jednak na plus należy jej zaliczyć ciekawe przemyślenia dotyczące człowieczeństwa, kultury i moralności oraz wizję końca świata bez fajerwerków. Mucha dość ostrożnie kreuje swój świat, rozważnie korzystając z kalek popkulturowych (niektóre ze scen czy rozwiązań budzą skojarzenia na przykład z modnymi serialami o tematyce katastroficznej z The Walking Dead na czele). Ponieważ powieść stanowi pierwszą część z cyklu, warto dać jej szansę choćby po to, żeby przekonać się dokąd zaprowadzi autorkę jej wyobraźnia w kolejnych odsłonach serii.
Dominika Pawlikowska