Jak powszechnie wiadomo strach, zwłaszcza dziecięcy, ma wielkie oczy. Przerażeniem napawają niezrozumiałe dźwięki, kształty czy cienie, a już zupełnie najgorsze są potwory: podpatrzone w filmach dla starszych albo zasłyszane w rozmowach. Dlatego oswajająca nieznane książka Michała Rusinka stanowi świetną broń przeciwko straszliwym wytworom dziecięcej fantazji.
Michał Rusinek: Księga potworów
zilustrował Daniel de Latour, Warszawa 2017
Potwory to temat, który warto rozbroić zawczasu. Najlepiej zrobić to z humorem, w formie przystępnych historyjek i okrasić przepięknymi ilustracjami: tak, jak czyni to nieoceniony Michał Rusinek wespół z ilustratorem Danielem de Latourem. Autor bierze na warsztat przeróżne stwory i potwory, czerpie z różnorakich mitologii, legend i opowieści z różnych stron świata. Obok potwora z Loch Ness, albo wilkołaków mamy rusałki, bazyliszka czy krakena. Większość z nich trapią jakieś problemy, zabawne weltschmerze, dziwne fobie albo małe ułomności. Bywają złośliwe, albo wręcz odwrotnie – niesłusznie posądzane o drobne występki. Potrafią ukarać śmiałka łaskotkami, wydają zabawne odgłosy, czasem broją. I choć pochodzą z dawno napisanych historii, są zaskakująco współczesne. Nieobce są im portale społecznościowe, Internet, selfie albo telewizja.
Każdemu z nich poświęcony jest jeden wierszyk, co czyni z książki humorystyczny, tętniący barwami bestiariusz. Potwory przestają być straszne, zyskują ludzkie przywary, mają zrozumiałe nawet dla przedszkolaka powody do zdenerwowania i powody do zmartwień. Nade wszystko są po prostu zabawne.