Świat się kończy – tak wieszczą ci, którzy nie godzą się między innymi na obecne w pop-kulturze kult materializmu i pieniędzy, ociekające seksem teledyski i odwrócenie się od tradycyjnych zasad moralnych. Gwiazdy popu jednak pragną raczej trzymać sztamę z Bogiem zamiast podpisywać pakty z diabłem, o czym często mówią w wywiadach i o czym śpiewają na swoich albumach. Skąd jednak ta potrzeba duchowości?
Korzenie
Lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku przyniosły nam kulturę dzieci kwiatów, której przedstawiciele, znudzeni rzeczami, oferowanymi przez świat Zachodu, zwrócili się w stronę wschodnich nurtów filozoficznych. Medytacja, choć pochodząca z egzotycznych krajów, nie miała wcale zapewnić im przekazu z odległych miejsc, a raczej szukać inspiracji bardzo blisko, najbliższej jak się da: w samym sobie. George Harrison, dla przykładu, zaczął głosić słowo Boże w wydaniu ruchu Hare Krishna, którego stał się płomiennym głosicielem. Niemiecka piosenkarka Nina Hagen (która odwiedzała również Polskę) przez długie lata oddawała cześć hinduskiemu guru, Babaji, aż w końcu, w 2009 roku, została chrześcijanką. Inspiracje płyną więc z duchowości różnych stron świata i dotykają gwiazd różnego formatu.
Królowa Popu
Niektóre gwiazdy wydają się w swojej duchowości dość płytkie. Raczej nie należy do nich Madonna, która choć część swojej sławy zbudowała na religijnych kontrowersjach wokół swoich występów scenicznych, dziś wydaje się bardzo oddana filozofii kabalistycznej. Na płycie „Ray of Light” z 1998, zaśpiewała również piosenkę, inspirowaną filozofią hinduistyczną, z kolei jej album „Confessions on a Dance Floor” zawiera teksty powiązane z mistycyzmem żydowskim. Nikomu nie trzeba chyba przypominać o hymnie „Like a Prayer”, w teledysku do którego Madonna zachowuje się na granicy bluźnierstwa (w obecności przystojnego świętego). Wystąpienie na krzyżu, choć niektórzy uznali za świętokradztwo, było także inspirowane duchowością, a nie wyłącznie kontrowersjami, czego nie można powiedzieć chyba o piosence „Holy Water” z ostatniego albumu (polecam sprawdzić tekst). Sama gwiazda umiejętnie podsyca zainteresowanie wokół siebie, zwłaszcza w krajach silnie zorientowanych na katolicyzm – wystarczy wspomnieć datę niedawnego jej koncertu w Polsce, który to występ wypadał 15 sierpnia, w dniu katolickiego święta Matki Boskiej. To wystarczyło, żeby wywołać falę protestów. W przypadku Madonny można powiedzieć jedno: od lat w jej występach i teledyskach mieszanka seksualności, duchowości, feminizmu i kilku jeszcze nurtów splatają się idealnie w przemyślaną i skuteczną taktykę wizerunkową, która pozwala jej dzierżyć niepodzielnie miano królowej popu.
Polskie podwórko
W tym temacie na naszym rodzimym rynku ciekawą gwiazdą wydaje się Sarsa. Piosenkarka staje się zjawiskiem popkulturowym dzięki swoim strojom i tekstom, które mogą wprawdzie wydawać się bezsensowne, ale za to zawierają łatwo wpadające w ucho melodie. W teledysku do „Bronię się”, artystka wykorzystała teksty, pochodzące z buddyzmu i hinduizmu (filozofii, swoją drogą, sprzecznych w pewnych kluczowych założeniach) i wplotła je w słowa piosenki, dotyczące… cóż, chyba miłości, niepożądanego przywiązania. Można oczywiście analizować klip pod wieloma kątami, choć nie jest pewne, że w zamierzeniu miał on być czymś głębokim – może faktycznie chodzi o skonfundowanie odbiorcy? Jeśli tak, to raczej się to udało. Sama Sarsa w wywiadzie przyznała, że gra w drużynie Jezusa.
Mówi się, że człowiek jest istotą uduchowioną z natury. Prawdopodobnie właśnie dlatego gwiazdy pop tak chętnie sięgają po filozoficzne teksty i ścieżki duchowe i nawet, jeśli nie zawsze do końca je rozumieją, próbują na ich kanwie stworzyć coś, co łatwiej byłoby nazwać sztuką. Na ile to szczera inspiracja, potrzeba wyrażenia siebie, a na ile poza? Trudno wyrokować z cała pewnością. Oczywiście, jak w przypadku Madonny, łatwo mówić o bluźnierstwie, które nakręca zainteresowanie mediów i fanów. W przypadkach „łagodnego” nawiązania do religii łatwiej uniknąć podobnych zarzutów i jednocześnie wykreować się na osobę głęboko duchową, inną od plastikowych gwiazdek. Część ludzi będzie nadal oburzona, części się to spodoba, a będą też tacy, którzy przejdą wobec tego obojętnie, co chyba najbardziej zaboli twórców.
AGA