„Pomału, a jeszcze raz!” w reżyserii Roberta Talarczyka to polsko-czeska komedia sytuacyjna. Na przykładzie małego teatrzyku i perypetii aktorów, którzy marzą o wielkiej karierze, autor z przymrużeniem oka wytyka narodowe stereotypy Polaków. Lekki, inteligentny humor przeplatany jest lirycznymi piosenkami. W rolach głównych: Hanna Śleszyńska, Olga Bończyk, Krzysztof Tyniec i Igor Šebo.
Akcja sztuki rozgrywa się w teatrze. Widzowie mogą od kulis podejrzeć przygotowania do premiery spektaklu. Plany reżysera i aktorów krzyżuje fatalne zrządzenie losu – umiera odtwórca jednej z głównych ról. Wybucha panika, bowiem wszystko wskazuje na to, że premiera się nie odbędzie. W ostatniej chwili znajduje się jednak kandydat na zastępstwo – Słowak z Pragi.
– To jest spektakl o aktorach, jesteśmy postaciami, które występują pod prawdziwymi imionami, czyli ja mam imię Hania, tak jak w życiu. Chociaż tak nie do końca jestem sobą, ale pewne cechy są moje. Jest to wykreowana sytuacja w teatrze, gdzie nagle brakuje jednego aktora. I szukają go, ale nikt nie chce się zgodzić. Nagle zjawia się właśnie Czech – Igor – mówi agencji informacyjnej Newseria Lifestyle Hanna Śleszyńska, aktorka.
– Dostaliśmy odrobinę grosza na czteroosobową sztukę, robimy teatrzyk, ale są pewne komplikacje. Jeden kolega odszedł, więc koleżanki mnie obsadziły w roli reżysera, powiedziały, że skoro tamtego nie ma, a miał reżyserować, to ja będę. Trochę połechtało to moją próżność, ale chyba nie najlepiej sobie z tym będę radził w tej sztuce – mówi Krzysztof Tyniec, aktor.
Sztukę napisał Igor Šebo. To komedia omyłek językowych i wpadek obyczajowych.
– Jest Słowakiem mieszkającym w Pradze, który zna bardzo dobrze polski, czeski i słowacki, dzięki czemu potrafił uchwycić to, co w życiu często funkcjonuje, zarówno w dowcipach, jak i w ogóle w takich śmiesznych historiach, w zderzeniu tych dwóch języków. To, co nas śmieszy w czeskim, i to, co ich śmieszy w polskim, to jak się można dogadać – mówi Hanna Śleszyńska.
Reżyserowi spektaklu chodzi o to, by pokazać, że w teatrze, podobnie jak w życiu, może zdarzyć się dosłownie wszystko. Trzeba więc zmagać się z tym, co zsyła los, a od trudnej rzeczywistości uciekać w świat marzeń.
– Gram aktora niespełnionego. Moja postać ma wielkie ambicje i ciągle marzy o dużej scenie, dużej publiczności, aktorach z nazwiskami, z którymi chciałbym zagrać, a jakoś to się nie zdarza. Więc tak trochę narzekam na tej swojej małej scence, kiedy robimy teatrzyk własnymi siłami. Ta sztuka jest o nas, o aktorach, o tych bardziej i mniej zrealizowanych. O tych, którym marzenia się spełniły, i o tych, którzy mają nadzieję, że taki dzień kiedyś nastąpi – opowiada Krzysztof Tyniec.
– Jest jakaś taka nienachalna prawda ukryta w tym spektaklu, że w takim normalnym, czasem szarym życiu, w każdym z nas jest tęsknota za sztuką, przeżyciem czegoś wznioślejszego niż tylko zwykły byt i konsumpcja. W aktorach tym bardziej, dlatego że wybrali ten zawód, że chcieli coś odtwarzać, inny świat, inne role. Uczestniczyć w może trochę sztucznym świecie, ale te tęsknoty są w nas. I myślę, że o tym jest ta sztuka – dodaje Hanna Śleszyńska.
Przekładu sztuki dokonała Jolanta Król. Muzykę skomponował Jiři Toufar do tekstów piosenek Roberta Talarczyka i Pawła Cmirala. Najbliższe spektakle odbędą się 29 i 30 czerwca oraz 3 lipca w stołecznym Teatrze Capitol.
@Newseria