To jest właśnie ten moment, kilka sekund… Stój, nie ruszaj się… Musisz pstryknąć to zdjęcie. Podchodzisz jeszcze trochę bliżej krawędzi. Sprawdzasz ujęcie, poziom piękna. Jeszcze jeden krok… Spadasz i giniesz. Historia zna wiele niebezpieczeństw, które pojawiały się i znikały na przestrzeni wieków. Kogoś powoli zabijały naczynia, wykonane z materiałów, o których szkodliwości ówcześni ludzie nie mieli pojęcia. Czasem ktoś ponosił śmierć z powodu łatwo wyleczalnych dziś chorób. W XXI wieku zdarza się, że zabijają nas zdjęcia.
Idealna profilówka
W październiku 2016 roku, Christopher Serrano, posiadasz konta na Instagramie, gdzie publikował swoje zdjęcia, robione z wysokości, zginął, podczas robienia kolejnego ujęcia – wypadł na tory metra. Rok wcześniej w podobny sposób zginął siedemnastoletni Andrey Retrovsky (chłopak spadł z dachu), z kolei w 2014 roku Courtney Sanford poniosła śmierć, próbując uchwycić szczególny moment, gdy prowadziła samochód. Żadna z tych śmierci nie musiała mieć miejsca, gdyby nie fakt, że rzeczywistość, w której żyjemy, często skłania nas do tego, by zrobić wszystko, aby jak najlepiej wypaść na Facebooku czy Instagramie. Jakie są tego długotrwałe skutki? Większości szczęśliwców oczywiście udaje się przeżyć.
Czy to choroba?
Zwykle zaczyna się w prosty sposób: od pstrykania zdjęć słodkiego kota, nowego psa, członków rodziny. Później każdy moment wydaje się nam tak cenny, że chcemy utrwalić go na zawsze, nie zdając sobie przy tym sprawy, że kompulsywne robienie zdjęć sprawia, że tak naprawdę tracimy te momenty. Słowo „kompulsywne” nie jest tu użyte przypadkiem, gdyż wielu ludzi uzależnia się od wykonywania fotografii. Robią nawet zdjęcia jedzenia, które – no, przynajmniej tak by można sądzić po nazwie – służy do czegoś innego. Instagram i Facebook zabierają nam czas, a w skrajnych przypadkach również życie, które można by przecież prowadzić o wiele lepiej.
Może próżność?
Często ujawnia się w tym wszystkim rywalizacja. Chcemy mieć zdjęcia lepsze od znajomych, więc chętniej podejmujemy się zdjęciowych wyzwań. Jasne, że nie każdy będzie wspinał się na klif po to, by „strzelić” sobie profilówkę, jednak i do takich sytuacji dochodzi. Dobry profil w mediach społecznościowych, równa się dobremu wizerunkowi, a przecież nasze życie coraz bardziej przenosi się do sieci. Nie jesteśmy już tylko osobami, ale także awatarami w internecie. Niektórzy całkowicie przenoszą się tam, co z kolei prowokuje do działania innych cichych zabójców: choroby serca, miażdżycę, cukrzycę. Za niewiele, kilka postów, polubienia, dobre zdjęcie, ludzie są w stanie poświęcić swoje życie – nie świadomie oczywiście.
To wydaje się śmieszne, prawda? Zdjęcia, które zabijają? – Brzmi jak nagłówek taniego tabloidu. A jednak rzeczywistość zdaje się coraz bardziej nas zaskakiwać. Słysząc o podobnych zdarzeniach: śmierci z tak błahego przecież powodu, można zapytać siebie czy nadal żyjemy w świecie, który ma choćby pozory czegoś rzeczywistego, logicznego? A może coraz bardziej to sieć przejmuje kontrolę nad naszym życiem?
AGA