Hala MGM Grand w Las Vegas uważana jest obecnie za Mekkę zawodowego boksu. To właśnie tam w ostatnich latach odbywały się najbardziej kasowe pięściarskie starcia z udziałem takich tuzów jak Floyd Mayweather Jr. czy Filipińczyk Manny Pacquiao. Warto jednak pamiętać, że w przeszłości najważniejsze potyczki odbywały się nierzadko w cokolwiek egzotycznej scenerii.
Las Vegas cieszy się teraz podobnym statusem, jakim niegdyś mogła poszczycić się nowojorska Madison Square Garden. Okres jej świetności przypadał na tzw. złotą erę wagi ciężkiej, czyli lata 90. ubiegłego stulecia, kiedy to na zawodowych ringach rywalizowali równocześnie tacy mistrzowie jak Lennox Lewis, Mike Tyson, Evander Holyfield czy Riddick Bowe. Później, gdy królewska kategoria została zdominowana przez braci Kliczko, ogromna większość najważniejszych zmagań przeniosła się do Niemiec, gdzie mieszkali ukraińscy czempioni.
– Była to wielka gratka dla kibiców z Polski – opowiada Piotr, ekspert centrum lotniczego Sky4Fly.net. – Na przykład do Dusseldorfu, gdzie często bił się młodszy z braci, Władimir, bez problemu dostać się można niemal z każdego lotniska w Polsce.
Dzisiaj, kiedy ukraińscy dominatorzy oddali swoje mistrzowskie pasy młodszym pięściarzom, serce wagi ciężkiej bije w Wielkiej Brytanii. Jednak, gdy sięgniemy pamięcią kilkadziesiąt lat wstecz, przypomnimy sobie, że największe walki w historii boksu odbywały się w cokolwiek bardziej egzotycznej scenerii.
From Slaveship to Championship
Odbywały się one oczywiście tam, gdzie można było znaleźć największe pieniądze. W 1974 roku 10 milionów dolarów – kwotę imponującą jak na owe czasy – postanowił wyłożyć dyktator Zairu, Mobutu Sese Seko. W walce, która przeszła do historii pod nazwą Rumble in the Jungle, stanęli naprzeciw siebie dwaj wspaniali bokserzy: słynący z piorunującego ciosu i niemal nadludzkiej siły George Foreman oraz szybki jak błyskawica Muhammad Ali.
Pojedynek ten miał nie tylko sportowy wymiar. Pierwszy raz w historii bowiem walka o mistrzostwo świata wagi ciężkiej – i to pomiędzy dwoma czarnoskórymi pięściarzami – odbywała się w Afryce. Organizator gali, słynny Don King, sprytnie wykorzystał ten fakt w działaniach marketingowych, promując ją hasłem „From Slaveship to Championship” oraz plakatami, na których oprócz bokserów widniały sylwetki zakutych w łańcuchy niewolników. W działaniach tych pomagali zresztą główni bohaterowie, zwłaszcza Ali, który twierdził, że to właśnie z terenów Konga wywodzi się jego rodzina.
Dwaj gladiatorzy wreszcie stanęli naprzeciw siebie 30 października 1974 roku na ringu w Kinszasie. Muhammad Ali przetrwał niemal osiem pełnych rund huraganowych ataków Foremana, by wreszcie przejść do kontrofensywy i na oczach milionów widzów na całym świecie znokautować faworyzowanego oponenta.„Rumble in the Jungle” osiągnęło status wydarzenia kultowego – na temat tej walki powstało mnóstwo filmów, reportaży i powieści.
Thrilla in Manila
„Rumble in the Jungle” to nie ostatni tak spektakularny egzotyczny wojaż Muhammada Alego. Niemal dokładnie rok później „The Greatest” poleciał na Filipiny, aby w Quezon City nieopodal Manili stawić czoła swemu niegdysiejszemu pogromcy, Joe Frazierowi.
Również tym razem Ali we właściwy sobie sposób zadbał o stworzenie odpowiedniej atmosfery wokół widowiska. Na rozmaite sposoby prowokował rywala, między innymi nazywając go „najbrzydszą istotą na ziemi”, a jedna z jego fraz – „It will be a killer, and a chiller and a thrilla when I get the Gorilla In Manila” – przeszła do historii boksu, dając zarazem zwyczajową nazwę stoczonemu 41 lat temu pojedynkowi.
„Thrilla in Manila” było widowiskiem nadzwyczaj brutalnym. Obaj pięściarze zdecydowali się dać upust wzajemnej niechęci, prowadząc nieustanną wymianę ognia przez czternaście rund, aż w końcu wyczerpany Frazier postanowił się poddać i nie wyjść do ostatniej, piętnastej, odsłony.
– Trudno mu się dziwić – zauważa Jolanta ze Sky4Fly.net. – Musimy pamiętać, że filipiński klimat nie sprzyja intensywnemu wysiłkowi fizycznemu. Katorżnicze wręcz upały łączą się tam z bardzo wysoką wilgotnością powietrza, co sprawiało, że Ali i Frazier stawiali czoła nie tylko sobie nawzajem, ale też własnym ograniczeniom. Dlatego też tym z nas, którzy chcą wybrać się na Filipiny, polecamy raczej wypoczynek na plaży niż piętnastorundową bokserską potyczkę – pointuje Jolanta.