śledzenie w sieci
Pojedyncze dane nie mają większego znaczenia. Dopiero w połączeniu z innymi tworzą pełny obraz użytkownika sieci, którego preferencje można poznać i dopasować do nich określone reklamy | fot.: Fotolia

Browser fingerprinting, czyli co zostawiamy w sieci

Narzędzia do śledzenia aktywności w internecie stały się coraz bardziej wyrafinowane. To już nie tylko pliki cookies, czyli popularne ciasteczka. Niebezpieczny jest zwłaszcza tzw. browser fingerprinting, czyli odcisk palca tworzony dla każdej przeglądarki, dzięki któremu można zidentyfikować nie tylko urządzenie, lecz także konkretnego użytkownika. Pozyskane w ten sposób dane wykorzystywane są głównie w celach marketingowych, co może skutkować tym, że np. użytkownik komputera Mac za ten sam produkt zapłaci nawet 30 proc. więcej od użytkownika PC. Jedynym rozwiązaniem, by możliwie jak najbardziej ochronić dane, jest korzystanie z zaszyfrowanej sieci czy specjalnych rozszerzeń i aplikacji.

– To, że internet nas śledzi, nie ulega wątpliwości, a tak naprawdę nie sam internet, tylko skrypty śledzące i pliki śledzące, które są umieszczane na naszym urządzeniu czy w witrynach internetowych. Bardzo wyrafinowaną formą śledzenia nas w internecie jest tzw. browser fingerprinting, czyli unikalny odcisk palca przeglądarki, którego nie da się usunąć, więc nawet jeżeli wejdziemy na jakąś stronę, usuniemy pliki cookies, to ta strona w dalszym ciągu jest w stanie śledzić nasze poczynania w sieci – mówi w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Innowacje Karolina Rut z firmy Sparkbit.

Browser fingerprinting, czyli odcisk palca przeglądarki, zbiera informacje nawet przy wyłączonych plikach cookies. Do odwiedzanej witryny przesyłane są informacje o przeglądarce i na podstawie różnych danych stworzyć portret użytkownika. W ten sposób obecność w sieci nigdy nie jest anonimowa, choć jeszcze stosunkowo niedawno panowało przekonanie, że w sieci każdy z nas jest całkowicie bezpieczny, a ekran komputera skutecznie chroni naszą tożsamość.

Kopalnią informacji o użytkownikach są media społecznościowe (wystarczy wspomnieć choćby nielegalne użycie danych 50 mln użytkowników Facebooka), czy historia przeglądarki. Wiele witryn podczas wizyty użytkownika na stronie ustala IP komputera, a tym samym – jego lokalizację. Dane najczęściej są sprzedawane i trafiają na czarny rynek.

– Nasze ślady w sieci są przedmiotem handlu, wszystkie dane, które zostawiamy – historia przeglądania stron, nasz adres IP, czyli to skąd używamy przeglądarek internetowych – stają się przedmiotem na internetowych aukcjach. Wszystkie te informacje są bardzo cenne, bo dla firmy, która ma świadomość, jakie są nasze dochody, jakie są nasze preferencje, jakie są nasze marzenia, jesteśmy bardzo łatwym łupem pod kątem oferowanych usług – podkreśla Karolina Rut.

Pojedyncze dane nie mają większego znaczenia. Dopiero w połączeniu z innymi tworzą pełny obraz użytkownika sieci, którego preferencje można poznać i dopasować do nich określone reklamy. Dostawcy treści internetowych przekazują dane o płci, wieku, sytuacji finansowej czy historii zakupowej do platform popytu, które zaprogramowane są na wyszukanie użytkowników z określonego segmentu, ustalanego przez agencje mediowe.

– Firmy marketingowe od swoich klientów dostają szczegółowe preferencje dotyczące tego, jakiego klienta poszukują. Załóżmy, że wcześniej wyszukiwaliśmy wycieczki – prawdopodobnie wchodząc na kolejną stronę internetową, wyświetli nam się reklama kolejnej wycieczki, bo jesteśmy preferowanym klientem dla potencjalnej agencji marketingowej, której to z kolei klientem może być firma oferująca różnego rodzaju wyjazdy wakacyjne – mówi ekspertka Sparkbit.

Teoretycznie wyszukiwanie danych o użytkownikach sieci jest sytuacją, w której każdy wygrywa. Internauta widzi w sieci reklamy produktów czy usług którymi jest zainteresowany, a same firmy mogą oferować mu takie produkty, które mogą mu być przydatne. To jednak tylko teoria. Osoby wyszukujące bilety lotnicze wiedzą to najlepiej – po kilku sprawdzeniach połączeń do danego miejsca, na stronie pojawiają się znacznie wyższe ceny biletów.

– Na podstawie wszystkich danych, które zostawiamy, firmy są w stanie stwierdzić, jakie są nasze dochody. Niektóre firmy prowadząc analizy, dowiedziały się, że użytkownicy komputerów Mac z reguły zostawiają o 30 proc. więcej swoich środków w różnego rodzaju sklepach, przez to też mogą oferować dużo wyższe ceny za swoje produkty. Nie jest niczym dziwnym teraz, że za ten sam produkt osoba, która korzysta ze zwykłego komputera PC, będzie miała niższą cenę, niż osoba, która korzysta z komputera Mac – twierdzi Karolina Rut.

Ochrona prywatności w Internecie stała się zatem pilną potrzebą wielu użytkowników. Istnieją skuteczne rozwiązania, by chronić się przed wyciekiem danych – nie tylko korzystając np. z sieci TOR, lecz także poprzez szyfrowanie VPN. Można też korzystać ze specjalnych rozszerzeń i aplikacji. Żadna jednak nie gwarantuje pełnego bezpieczeństwa i prywatności.

– Nie byliśmy i nie jesteśmy anonimowi w sieci, ale należy pamiętać, że zawsze trzeba chronić swoje dane w internecie. Teraz każda strona internetowa ma obowiązek poinformowania nas o tym, czy korzysta z plików cookies. Należy te pliki cookies z reguły kasować, ale istnieją bardziej wyrafinowane formy śledzenia nas w sieci, tzw. fingerprinting i nie jesteśmy w stanie ustrzec się tego, że firmy będą starały się pozyskiwać nasze informacje, nawet jeżeli my będziemy starali się je ochronić – przypomina Karolina Rut.

@Newseria

Sprawdź także

flaga reklamowa

Reklama uliczna, która szybko się nie opatrzy

Rynkowa konkurencja niejednokrotnie zmusza właścicieli firm z najróżniejszych branż i sektorów gospodarki do poszukiwania sposobu, …